wszystkie prawa zastrzeżone 2009

17 maja 2009

Pijemy za braci Słowian!!!

Po kilkunastu godzinach spędzonych w Moskwie nastał czas na dalszą podróż. Na dworcu mnóstwo ludzi i mnóstwo hałasu. Odrazu rozpoznajemy nasz pociąg: długi, czerwony z wielkim godłem ZSRR wtoczył się złowrogo i powoli wśród pisku kół i hałasu gwizdka lokomotywy, jakby dopiero co wrócił z socjalistycznego kraju, po długiej podróży z pasażerami dziwiącymi się, że Związek Radziecki się rozpadł. Brakowało jeszcze tylko szronu po bokach pociągu, sopli lodu i Dziadka Mroza za konduktora, aby dopełnić stereotypowego wizerunku Syberii.


No nic, wsiadamy w pociąg i odrazu zajmujemy swoje prycze. ja na dole, Bartek na górze. Chwila na ulokowanie rzeczy, gwizd pociągu, odjazd i teraz dopiero zaczyna się prawdziwa integracja z towarzyszami podróży. Obok nas jedzie dwóch około 50letnich mężczyzn ( Dima i Jura, jak się póżniej okazało). Postawni, wysmagani wiatrem mieszkańcy Wschodu z przerażliwie żółtymi zębami, z łapami jak u niedźwiedzia, ale z jakże gołębim sercem. Odrazu wyciągnęli flaszeczkę by zawrzeć bliższą znajomość z braćmi Polakami. Nie wolno odmawiać gospodarzom wzniesienia toastu za ich zdrowie. W końcu byliśmy w ich kraju, w gościnie, więc obowiązek towarzyski trzeba było spełnić. Na pryczy na przeciwko okna jechał Jarosław z bratem, a obok ich matka i babuszka w kolorowej chuście z torbą jakby żywcem wyjętą ze stadionu dziesięciolecia w Warszawie, z której wydobywał się zapach jakiegoś warzywa zmieszany z zapachem właścicielki tego warzywa. Zaczęły sie pytania: kto my, skąd jedziemy, do kąd, po co? Nastapiła wymiana informacji ( nasza odpowiedź to; My turysty), krótkie opowieści o sobie, o naszych miastach i ciąg dalszy opróżniania flaszeczki. Flaszeczka wcale nie była mała, a jej zawartośc paliła nam gardła, ale bracia Rosjanie ne narzekali. Odczuliśmy ulgę, gdy się skończyła, jednak wielkie było nasze zdziwienie, gdy babuszka sięgnęła do torby i wyciągnęła jeszcze 3 takie flaszeczki. Jak się skończył dzień nie pamiętam.


Następnego dnia nastapiła powtórka z rozrywki. Nasze żółte twarze nie przekonały towarzyszy miejscowych o szkodliwości tego trunku na polskie żołądki. Chcemy być grzeczni więc pijemy dalej. Trzeciego dnia próbujemy delikatnie odmówić, jednak szybko orientujemy się, że to nie jest dobry pomysł, jesli chcemy cało dojechac do celu. Pijemy więc dalej. Ja już nie mogę, mówię Bartkowi, że nie dam rady. On mi na to odpowiada, że trzeba się poświęcic dla dobra ojczyzny!



W tym momencie budze się z fizycznymi niemal objawami kaca! Ten sen śni mi się ostatnio co jakiś czas. Po raz pierwszy pojawił sie, gdy przeczytałam w przygotowanym przez Bartka planie podróży notatkę dotyczącą alkoholu i papierosów:
Wódka to tradycyjny rosyjski trunek. Pije się go tam chyba codziennie. Często jest się częstowanym i odmowa jest źle odbierana. Dobrze mieć w plecaku butelkę - może być wyrazem podziękowań za okazaną pomoc.

1 komentarz:

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.