wszystkie prawa zastrzeżone 2009

20 maja 2009

Podróż z MaGazynieRem w tle




Bo jest takie miejsce, gdzie można śpiewać na ulicy i to całkiem głośno, gdzie można moknąć na deszczu i jednocześnie się z tego cieszyć, gdzie z każdego kąta uderza cię kosmopolityzm i multikulturowość, gdzie ludzie zakładają farmy, na których mają konie, świnie i osła, a w dodatku plantację kawy... gdzie nasz ulubiony Pan z długimi włosami podaje najlepsze piwo studenckie za 4 złote i obiecał nam odcisk dłoni w alei gwiazd :)

Tym miejscem jest OPOLE!

Można podróżować przez przestrzeń i czas, ciągle dalej i dalej, ale najwspanialsze jest to, że czas czasem pozwala przeżyć coś jeszcze raz. Każda moja podróż do Opola jest jak wielkie święto, powrót do przeszłości, która ciągle jeszcze trwa!
Tylko tam można usłyszeć ośmiostopniową skalę głosu Jarosława, który całą drogę od dworca do Collegium Maius spiewał najpierw: „Dziwny jest ten świat” ( stojąc w kolejce do bankomatu), potem Beatlesów, a na koniec coś o Meluzynie – dzięki ci Jarosławie ( co nas nie zabije, to nas wzmocni :D:D:D:D )
Niczego na świecie nie zamieniłabym na moją ukochaną jadłodajnie na Oleskiej, gdzie wspaniałe studenciaki przyjmują cię z największymi honorami ( „Wiesz, gdzie jest kuchnia, zrób sobie herbatę” ), gdzie przez ponad tydzień czekają na ciebie kotlety w lodówce, których nikt inny nie może zjeść bo tylko tobie są one przeznaczone ( Beshu, nigdy nie zapomnę ci tych przepysznych starych ogórków z chrzanem, żurawin i czerstwego chleba, które poratowały mój biedny, studencki i pusty żołądek). Tylko tam, na Oleskiej, człowiek może poczuć, że jednak jest normalny, kiedy reszta zakłada farmy w Internecie i zajmuje się opieką nad wirtualnymi zwierzątkami. A jeśli chodzi o wielokulturowość, to zaatakowała mnie w postaci pary Chińczyków i ich przepysznych sajgonek, które trzeba było piłować plastikowym nożykiem, co jest nie małą atrakcją.



Bar ( hm, ciężko to nazwać barem) znajduje się w totalnym ukryciu na jednym z osiedli ( myślę, że para Chińczyków dostała w końcu pozwolenie na działalność) i serwuje jedzonko juz ładne parę lat, o czym nie wiedziałam i gdyby nie Tris ( dzięki ci Trisku) w życiu nie poznałabym przepysznego smaku opolskich sajgonek.

Tylko tutaj ustalają się prawdziwe priorytety i życie wydawać się może piękne. Mało mam znajomych ze studiów, którzy znaleźli satysfakcję w napełnianiu gazem aut na pewnej stacji na totalnym wygwizdowie ( właściwie to tylko jednego :* ). Ta sama osoba rozgryza ze mną sens słów Poświatowskiej w interpretacji Janusza Radka ( http://www.youtube.com/watch?v=2FLb9mXCJmc ) i potrafi być totalnie nieszczęśliwa, kiedy ma za mało hemoglobiny, by oddać krew i idzie wtedy ze mną na piwo do Dworku, gdzie prowadzą nas wszystkie drogi i ścieżki w Opolu.

Jeden dzień w tym mieście, a tyle wrażeń....
PS. Nie ma to jak PKP i opóźnienie pociągu do 120 minut
Ps 1: mgr = magazynier
PS 2: Wiedzieliście, że Braian Adams śpiewa o ośmiu zapałkach? (posłuchajcie początkowych słów piosenki)

http://jare2332.wrzuta.pl/audio/7hbTMIKFaSS/braian_adams-wherewer_you_go




2 komentarze:

  1. Wzruszylam się. Ty to potrafisz zrobic coś z niczego, gdybym tam nie była i sajgonek nie jadla pomyślałabym, że to naprawdę była jakaś super imreza ;P.

    :*******.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tris, każdy dzień spędzony z Tobą w Opolu jest wart opisania. Jak i cała reszta.... :)

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.