wszystkie prawa zastrzeżone 2009

10 września 2009

Góry Wierchojańskie

30 lipca 2009 – Po noclegu na werandzie u Jury, pysznym śniadaniu w wykonaniu naszego gospodarza, wspólnych fotach i pożegnaniach, ruszyliśmy znowu za wioskę, gdzie biegła zakurzona droga na Wschód. Znów było spanie na drodze i śpiewanie głupich piosenek ;) Zapomniałam wcześniej napisać, że umilaliśmy sobie czas rozmowami, albo śpiewaniem przeróżnych piosenek od SDM, polskiego rocka, aż po disco polo, gdzie hitem było dla nas „Mydełko Fa”. No cóż po 3 tygodniach włóczęgi każdemu może troszkę już odbijać :)

Łapaliśmy stopa od godziny 11:00 do 15:30. Nie jechało praktycznie żadne auto, aż w końcu załapaliśmy się na transport „nyskopodobnym” Uazem z bardzo dziwną ekipą. Zabrał nas kierowca, który jechał ze swoim synem i człowiekiem, którego nację było strasznie trudno określić. Dla mnie był albo Chińczykiem albo Kazachem, a nawet obydwoma nacjami naraz :)
Strasznie się cieszyliśmy z tego transportu, gdyż kierowca co chwilę zatrzymywał się w ciekawych miejscach i pozwolił robić zdjęcia. Szybko zorientowaliśmy się, że załapaliśmy się na jakąś objazdową wycieczkę, gdyż Chińczyk / Kazach miał ze sobą aparat i był zwykłym turystą, na dodatek nie mówił prawie wcale po rosyjsku. Zapewne wynajął kierowcę Uaza, żeby mu pokazał kawałek Syberii, pewnie za niezłą sumkę, a my mieliśmy to wszystko za darmo :) Gdy Azjata wychodził robić zdjęcia, my również wychodziliśmy z auta i pstrykaliśmy ile wlezie i byliśmy baaaardzo, ale to bardzo zadowoleni z takiego obrotu sprawy. Ten Azjata był strasznie dziwny, prawie wcale się nie odzywał i wyglądał tak, jakby go na tę wycieczkę wysłali za karę.
Jechaliśmy kilkaset km przez piękne góry Wierchojańskie, przez przepaście, które zapierają dech w piersiach. Tych widoków nie zapomnę do końca życia! W połowie drogi zepsuł się samochód i dojechaliśmy do bazy budowniczych mostów, by naprawić auto. Tam zawarliśmy znajomość z robotnikami, którzy podarowali nam spirale przeciwko komarom ( zapala się ją tak, jak kadzidełko) i strasznie się cieszyli, że mogą z nami pogadać. Nabijali się z tego powodu strasznie z naszego Azjaty, który milczał jak zaklęty. Dla nich Polacy są fajni bo można się z nami dogadać, co innego Francuzi, Anglicy, albo inni, ci są beznadziejni :) Gdy samochód został naprawiony ruszyliśmy w dalszą drogę. Kierowca wysadził nas w lesie na totalnym wygwizdowie, gdzie miał chyba dalej jakąś daczę. Był to pierwszy nasz nocleg w środku tajgi, setki kilometrów od najbliższej wioski. Zwykle nocowaliśmy na obrzeżach wiosek, tuż przy drodze. Tym razem było inaczej, aczkolwiek widzieliśmy z daleka samochód naszego kierowcy.



moje ulubione zdjęcie Bartka - prawie jak Robinson :) tu wcinamy rybki jeszcze od Jury


nasz nocleg w tajdze




nasz kierowca i azjatycki turysta :)




pomnik ku czci ofiar Gułagów







postój nad rzeką, gdzie nalewamy wodę do butelek i obmywamy twarze







nawet śniegu trochę było ;)








Góry Wierchojańskie



sczyty osiągają wysokośc ponad 2300 m.n.p.m.











robotnicy z bazy



naprawa Uaza



baza robotnicza






jesli chcesz przejechać musisz się przecisnąć









1 komentarz:

  1. Rewelacja, zawsze chciałem nauczyć się Rosyjskiego. To by mi dało możliwość podróży w taką dzicz jak ta. Polecam na stopa LAPONIE i ogólnie północną Skandynawie piękna i również nie dotknięta przez człowieka

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.