Stolica Ukrainy przywitała nas strugami deszczu. Dotarliśmy do Kijowa o 7 rano, zostawiliśmy bagaże w poczekalni i ruszyliśmy na miasto - metrem oczywiście :) Kijowskie metro ma tylko 3 linie i nie mieliśmy już takich problemów, jak w Moskwie ;) Widać też różnicę: w Moskwie wagony są szersze i jest więcej miejsca, za to w Kijowie mają w wagonach telewizorki, które pokazują zdjęcie następnej stacji.
Było, jak w deszczowej piosence, na przekór pogodzie włóczyliśmy się po mieście, nie wliczając godzinego przestoju w jakiejś bramie, gdzie obserwowaliśmy ludzi skaczących przez kałuże i znów śpiewaliśmy z wielką pasją "Mydełko Fa" :) Wreszcie poczuliśmy, że odpoczywamy i nigdzie nam się nie śpieszy... Poszliśmy nawet na ligowy mecz Dynamo Kijów :) Mój pierwszy i zapewne ostatni raz na stadionie hehe
0 23:00 ruszyliśmy w ostatnią podróż plackartą do Lwowa, gdzie byliśmy koło 9 rano. Postanowiliśmy na ślepo pojechać do Pani Sławy, żeby zostawić plecaki i powłóczyć się jeszcze trochę po mieście. Na szczęście pani Sława, jak zawsze była na posterunku :) Nie mieliśmy za wiele czasu, ale spędziliśmy go miło wcinając jedzonko z mojej ulubionej budki i pijąc piwo na Prospekcie Swobody:) O 17:00 ruszyliśmy busem w stronę granicy i wieczorem byliśmy już w Przemyślu. Pierwsza rzecz po przekroczeniu granicy, jaka rzuciła mi się w oczy, był nie napis Rzeczpospolita Polska, a wielka reklama Radia Maryja... oto Polska właśnie!
szkoda ze to juz koniec opowieśći :( WBZ
OdpowiedzUsuńjeszcze tu wrócę :):):):)
OdpowiedzUsuńwyhaczyłem twojego bloga przez forum o Rosji. jes świetny i świetne są zdjęcia. pozdrawiam. Lus
OdpowiedzUsuń