wszystkie prawa zastrzeżone 2009

15 września 2009

Bratysława

piosenka, jako motyw przewodni weekednu:


Bohumin - stąd do Bratysławy tylko 3 godziny jazdy pociągiem, a z SRC do Bohumina jest tylko 20 km :)

Nadjeżdża pociąg, tak cicho, że można go nie zauważyć. W dodatku Euro City, a tani jak barszcz. Na peronach zapowiadają pociągi wyraźnie i powoli po angielsku i niemiecku. Jedziemy bardzo szybko – to naprawdę jest pośpiech, a na dodatek wygodnie, pociąg po prostu sunie, a nie telepie się konwulsyjnie po torach. Brzmi jak bajka? Nie, to tylko czeskie i słowackie koleje :)


Kofola i czekolada studencka - z tym kojarzy mi się Słowacja i Czechy :)

Kolejny weekend upłynął pod znakiem totalnego szaleństwa. Tym razem pod hasłem: być wiecznie młodym i wiecznie pijanym :) :) Raz się żyje, nie mam zamiaru niczego w życiu żałować! ;) Sprawa była prosta: Gosia nawiązała kontakt z człowiekiem z Bratysławy przez Hospitality Club. Szkoda było zmarnować okazję, więc pojechałyśmy. Na dodatek trafiłyśmy na festiwal wina w piątek i festiwal piwa w sobotę. Dobrze, ze nie było jeszcze festiwalu wódki, bo chyba bym nie wytrzymała :) :) Romain, nasz gospodarz okazał się bardzo sympatycznym człowiekiem. Pochodzi z Francji i uczy w szkole języka francuskiego. Odebrał nas z dworca, pojechaliśmy do niego do mieszkania zostawić plecaki i ruszyliśmy spotkać się z jego znajomymi na festiwalu wina. Towarzystwo było wybitnie międzynarodowe: prawdziwych Słowaków było tylko troje ( Boris, Lena i Jana), reszta to byli Francuzi: Romain, Noel i Ramos i jeden Czech Maciej ;) Mówiliśmy między sobą głownie po angielsku, ale też i po polsku. Wymienialiśmy poglądy, uczyłyśmy chłopaków mówić po polsku ( zwłaszcza Macieja hehe) i świetnie się bawiliśmy razem. Czułam się tak, jak powinien się czuć człowiek wolny, dla którego nie ma żadnych ograniczeń, żadnych barier. Człowiek, jest po prostu człowiekiem i nie ważne w jakim mówi języku. Próbowaliśmy miejscowych specjałów, królowało wino Burčák :) PYSZNE!!!! Impreza skończyła się po 1 w nocy, poszliśmy spać koło 2:30 :)


http://pl.wikipedia.org/wiki/Bur%C4%8D%C3%A1k






z Borisem i burczakiem na pierwszym planie :)




Romain - nasz gospodarz - i Noel







Żłobik, Boris, ja, Romain, Ramos i Noel :)


Drugiego dnia zwiedzałyśmy Bratysławę. Miasto całkiem przeciętne, nie ma w nim nic specjalnego: szare blokowiska, a już nasze polskie są o wiele ładniejsze i przede wszystkim czystsze. Bratysława nie pachnie zbyt przyjemnie i na dodatek ma problem z wandalami, co widać na każdym przystanku autobusowym, w tramwajach, na murach, a nawet zabytkowych kamienicach. Jednym słowem nic szczególnego. Jednak centrum, a zwłaszcza stare miasto jest naprawdę przepiękne. Malownicze kamieniczki, mnóstwo uroczych knajpek z lokalnymi specjałami, wąskie uliczki, stare kościoły i zamek, który góruje nad miastem. Bardzo mi się podobało na bratysławskim zamku, roztacza się stamtąd panorama na miasto i coś bardzo dziwnego – wołaliśmy na to UFO. Ufo to po prostu restauracja w kształcie spodka, która wznosi się nad nowym mostem i wygląda naprawdę paskudnie. Słowacy to mają pomysły :) W bratysławskiej dzielnicy Devin znajdują się ruiny średniowiecznego zamku. Polecam to miejsce, warto je zwiedzić, ruiny robią wrażenie i można tam spędzić przyjemnie cały dzień





zamek Devin





http://pl.wikipedia.org/wiki/Zamek_Dev%C3%ADn





bratysławski hrad :)





reklama kofoli :)




Sienkiewicz wielkim poetą był :):)




niebieski kościółek - podobno księża też są niebiescy :)





knajpa, w której jedliśmy tradycyjne słowackie jedzonko


Bryndzové halušky - Są to drobne kluseczki z ciasta ziemniaczano-mącznego przecierane przez sito. Podawane z bryndzą. Wierzch dania polewa się roztopioną słoniną i skwarkami.


uliczki Starego Miasta

z Čumilem


Słowacki Teatr Narodowy





panorama Bratysławy z zamku





zamek

















UFO :)












Wieczorem czekała nas kolejna atrakcja: festiwal piwa sponsorowany przez piwo Kozel – jedno z moich ulubionych ;) Festiwal odbywał się po drugiej stronie Dunaju i Starego Miasta, które nocą wyglądało imponująco. Znów było wielce międzynarodowe towarzystwo, piwo na żetony i Děda Mládek Illegal Band, czyli spadkobiercy Jožina z Bažin :) Niesamowicie energetyczny koncert, po którym zachciało nam się skakać i tańczyć. Poszliśmy do całkiem sympatycznej knajpy na złotego bażanta, a potem potańczyć ;) Stolica Słowacji powiedziała nam dobranoc o 4 nad ranem...


Děda Mládek Illegal Band






Zlatý Bažant :)


w bratysławskim tramwaju: wandalizm na każdym kroku


prezent z Polski :):)

Wstyd i hańba dla PKP. Słowackie i czeskie pociągi są punktualne i w miare tanie. Tu przykład 3 godzinnego spóżnienia - pociąg z Warszawy jeszcze nie przyjechał. Poza tym szczęki nam opadły, gdy przy kasie w Bratysławie okazało się, że bilet na pociąg relacji : Bratysława - Katowice kosztuje 42 euro! No tak, w końcu polski pociąg. Połączeniami słowackimi i czeskimi dojechałyśmy do Polski za 50 złotych ( i to Euro City).




Jednak utknęłyśmy w Chałupkach - 20 km od domu :P



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.