wszystkie prawa zastrzeżone 2009

28 czerwca 2009

insomnia

Są takie chwile, które rozrywają dusze na wiele małych kawałków...To chwile ciszy. Ciszy, która kołysze ciało i umysł, kołysze wspomnieniami. Wspomnienia są dobre lub złe, ale zawsze dotyczą drugiego człowieka. Banał nad banały...
Czuje się dziwnie, jakby przeszłość została wymazana a przyszłość zamykała się tylko w najbliższych dwóch tygodniach. Zwykle przed każdą wyprawą prędzej czy później dopada mnie TEN stan, ale ta wyprawa jest wyjątkowa...Jest taki moment w tych wszystkich przygotowaniach, w tej całej gorączce i euforii oczekiwania, który jest już po części namiastką samej podróży. Im więcej czytasz, im więcej wiesz, im intensywniej się przygotowujesz do wyprawy, tym bardziej przeżywasz ją TU i TERAZ. J. Conrad miał racje z tą swoją wszechobecną maksymą o marzeniach. Co będzie, kiedy marzenie się już spełni? Nie wiem... Chyba boję się tego spełnienia, albo niespełnienia raczej...za dużo w niej nadziei, oczekiwań i pragnień, nie tylko moich własnych. To tak, jakby do plecaka zamiast mojego kubka w czerwone kropy przymocować ten jeden bęben, spakować to jedno imię, tę jedną piosenkę, tę jedną wcześniejsza wędrówkę, spotkanie... To jakby ponieść ze sobą wszystkie uśmiechy przyjaciół i upuszczać co parę kroków znacząc tak szlak od Moskwy, aż po Magadan...
Zabawne, że trzeba mi przejść aż 10 tysięcy kilometrów, by znaleźć ten jeden jedyny kawałek, który odpadł pierwszy.
Wędrówka, to cel sam w sobie. Ludzie wcale nie są inni, pragną tego samego, kochają i nienawidzą tak samo, jak w naszej szerokości geograficznej. Po co więc to wszystko? Każda wędrówka, podróż nosi w sobie pierwiastek niezwykłości, ona jest niezwykła dla ciebie, niezwykłe są miejsca, które spotykasz, ludzie, sytuacje, dlatego, że już więcej się nie powtórzą. Możesz być sobą, bez schematyczności dnia codziennego, którą nosisz pod skórą i której nienawidzisz co rano. Tam każdy najmniejszy gest urasta do rangi wielkiego czynu. Najwspanialsze w ludziach, których spotykasz, w ich uśmiechach, złościach, obawach, radach, jest to, że już ich więcej nie spotkasz...to jest największy dar jaki może dać ci podróżowanie. Zarówno dla ciebie, jak i dla tego kogoś, kogo spotkasz na swojej drodze, ta jedna chwila będzie wyjątkowa i będzie pielęgnowana w waszych wspomnieniach, jako coś niezwykłego. Powrót do domu wszystko psuje. Gdy ludzie spotykają się po raz drugi psują wszystko...

27 czerwca 2009

Lista


Po konsultacjach na gg i sugestiach znajomych powstała lista rzeczy i sprzętu do zabrania:

Dokumenty:

paszport
dowód osobisty
karta bankomatowa
legitymacja
plan wyjazdu
ksero dokumentów w formie tradycyjnej oraz na skrzynce e-mailowej
wydruk najważniejszych info; adresów i numerów tel. Konsulatów polskich itp.
wszystkie info na temat pociągu na trannssibir ( nr. Zamówienia, wagonu...)
karteczka z nr tel. Przyjaciół ( bo telefony będą różne)
nasze dane osobowe, dotyczące ubezpieczenia itp
pieniądze w walucie $ (wymieniane będą w Rosji)
pieniądze w walucie 1$, 2$ (przydatne przy łapówkach, drobnych opłatach)
torebka na dokumenty
słownik i rozmówki rosyjskie
spis poszczególnych stacji na trasie Lwów – Moskwa i Moskwa - Irkuck


Obóz:

plecak/wór na drobne rzeczy
namiot
śpiwór, karimata

Nawigacja:


gps + baterie paluszki
kompas
mapy (dostępne oraz zakupione)

Ubiór( przykładowo)

moskitiera
pełne obuwie ( treki)
impregnaty do obuwia i odzieży
klapki, sandały
peleryna przeciwdeszczowa
kurtka zewnętrzna (ochrona przed deszczem, wiatrem, komarami, zimnem)
czapka cienka
polar
koszulka krótki rękaw
koszulka bawełna długi rękaw
cienkie rękawice pięciopalczaste
spodnie rozpinane u kolan z kieszeniami
spodnie przeciwdeszczowe
spodenki legginsy (areo)
skarpety wełniane ciepłe
skarpety cienkie
płyn do butów
szczotka do czyszczenia butów, do prania

Biwak:

latarka czołówka + baterie zapasowe
Grzałka do rąk + benzyna
chusteczki odświeżające
kilka paczek zapałek, 3x ZAPALNICZKA
termos, menażki, kubek
nóż myśliwski, scyzoryk
folia spożywcza
ściereczki
klamerki, worki na śmieci
maszynka msr ( do gotowania)
menażki
ruszt cienki
łyżka, widelec, ściereczka
sprzęt wędkarski
przyprawy (w tym kostki rosołowe)
kosmetyczka
papier toaletowy!
ręcznik mały
folia srebrna,
woreczki do pakowania foliowe

klamerki, worki na śmieci

Fotografia:

akumulatorki do aparatu + karta pamięci + aparat
bateria zapasowa do aparatu (2 szt.)
ładowarka do baterii
w sumie 6 GB pamięci
przenośny dysk twardy

Rożne:

notes, długopisy,
przewidziane pamiątki do rozdania
czapka z daszkiem i okulary przeciwsłoneczne
impregnaty do butów i ubrań
zestaw do naprawiania: klej, sznurki, igła, nici itp.
woreczki foliowe na ubrania i rzeczy
szczoteczka do czyszczenia butów, do prania
grzałka do rąk
zegarek
szczepienia
krem przeciwsłoneczny
zestaw do reperowania (poxipol, super glue, sznurek, drut cienki, papier ścierny, piłka, nici, igły)
notatnik na zapiski

apteczka:

gripex, polopiryna/aspiryna ( na przeziębienie i przeciw)
węgiel,
na uszy atecortin i dicortinef
środki przeciw biegunce i odwrotnie
spreje i maści przeciw komarom i łagodzące ukąszenia
leki przeciwuczuleniowe
tabletki przeciwbólowe
bandaże, plastry, nożyczki, gazy, środki odkażające
spirytus
folia ratunkowa

Sugestie odnośnie listy mile widziane :)
No i ustaliliśmy tez, że Bartek wróci z Anglii do Krakowa i tam sie spotkamy w drodze do Przemyśla :)

26 czerwca 2009

veni, vidi, vici:)

Wreszcie wolność....WOLNOŚĆ! :) Jakie to wspaniałe uczucie, kiedy nic nie obciąża głowy i serca. Jedyna myśl, która mi się po głowie kołacze to WYPRAWA! :)

To już za 2 tygodnie! Rany, jak ten czas szybko zleciał.

Moja Wielka Chwila Prawdy przeminęła bez echa, nie było fajerwerków, ziemia się nie zatrzęsła, nie wybuchły wulkany, a niebo dalej jest niebieskie - ot, maleńkie rozczarowanie:) Dzień jak co dzień...



Teraz należę już tylko i wyłącznie do innej czasoprzestrzeni: czas to 10 stref czasowych, przestrzeń to 10 tysięcy kilometrów stąd. W związku z tym trwają intensywne przygotowania. Lista rzeczy do zabrania ciągle się powiększa, mimo iż mnóstwo spraw zostało już zatwierdzone i odhaczone.


Dziś skończyłam kompletowanie swojej apteczki, która od ostatnich wędrówek pomniejszyła się m. inn. o bandaże, plastry itp. Jest też folia ratunkowa, środki odczulające, środki na komary i wszystko inne, co jest niezbędne do przetrwania w sytuacjach awaryjnych. Znalazłam też sznurówkę :) To ciągle ta sama sznurówka, która wędruje ze mną chyba od sylwestra w Gorcach ( to taka miła pamiątka po tobie Zuchu:* ). Co jak co, zapasowa sznurówka zawsze się przyda :) Jest grzałka do rąk ( dziękuje ciociu) - nota bene rodem z Syberii :), są impregnaty, moskitiera, menażki, noże, scyzoryk, sznurki, latarki, baterie, zestaw do reperowania i wiele, wiele innych rzeczy. Ciekawe jak ja się spakuje!!!!


Teraz mogę się wreszcie skupić na powtórce języka rosyjskiego:) Podręcznik "NOWYJE WSTRIECZI" leży na moim biurku i czeka :)


17 czerwca 2009

koniec tłuczenia kotka za pomocą młotka...



Termin obrony: 25 czerwca. 3mjacie kciuki, to w przyszłym tygodniu!!!!!!!!!!

THIS IS THE END MY BEAUTIFUL FRIENDS.... :)

12 czerwca 2009

FSME-IMMUN INJECT




Dziś udało mi się zaszczepić przeciw kleszczowemu zapaleniu opon mózgowych i mózgu. Przy wyjeździe na Syberię nie ma szczepień obowiązkowych, ale zalecane jest właśnie to szczepienie, gdyż istnieje wysoki wskaźnik zachorowań, zwłaszcza w okolicach Bajkału.

Najpierw trzeba iść do lekarza na badanie i po receptę. Miałam mały problem z wykupieniem szczepionki, gdyż zwykle nie jest ona na stanie aptek, trzeba ją zamawiać w hurtowni, ale w 4 z kolei aptece udało mi się zakupić ostatnie opakowanie :)
Następna dawka za dwa tygodnie, a trzecia ( ostatnia) w okolicach lutego następnego roku.


To teraz kleszcze mi nie straszne! gorzej z muszkami i komarami :)

11 czerwca 2009

Nie mów hop ...!


BAJKAŁ - zdjęcia NASA



Za wcześnie pochwaliłam się kilka dni temu wiadomością o zakupie biletów na transsybir. Okazało się, że wcale ich nie kupiliśmy, ale zanim do tego doszliśmy minęło trochę czasu...

Teraz mogę z całą pewnością zawiadomić, że mamy już te bilety :)

ale od początku...

Zamawianie biletów przez stronę rosyjskich kolei zajęło nam wiele czasu, bo ponad 2 godziny. Sprawiła to po części cyrylica, po części nasze wspólne konsultacje i rozpatrywanie każdego punktu z każdej możliwej strony. Dlatego, kiedy doszliśmy do końca okazało się, że godzina zawarcia zamówienia to 18:29...o 29 minut za późno. Regulamin przewiduje zamawianie biletów od 10:00 do 18:00 czasu moskiewskiego. Postanowiliśmy poczekać parę dni i sprawdzić czy przyjdzie jakieś potwierdzenie... nie przyszło. Potem był weekend, a potem, kiedy doszliśmy juz do wniosku, że spartaczyliśmy sprawę, to strona kolei robiła nam psikusy i albo nie działała, albo chodziła jak... ruski czołg! :D
Dopiero dzisiaj udało się naprawić błąd. Bartek zamówił bilety w odpowiednim czasie i udało się!!! Przyszło potwierdzenie, numer zamówienia i wszystko, co trzeba :) Mieliśmy szczęście, bo miejsca szybko się kończą i akurat zostało jedno miejsce na dolnej pryczy ( chcieliśmy jedno na górze i jedno na dole). Więc sprawa wygląda tak:



Data wyjazdu: 14 - 07 - 2009
godzina: 00:35
numer pociągu: 240Э
trasa: МОСКВА ЯР - ИРКУТ ПАСС
data przyjazdu: 17-07-2009
godzina: 15:12
nr wagonu: 6
rodzaj wagonu: ПЛАЦКАРТ (3П)
suma: 7033.8 руб.

Druga dobra wiadomość, to taka, że zarezerwowałam nocleg we Lwowie u pani Sławy :) Co było bardzo zabawne. Dzwonię, przekonana, że usłyszę polską mowę, a tu odbiera jakaś kobieta, Ukrainka, która powtarzała w kółko: ja nie paniemaju.... No cóż ja też nie paniemaju, więc z drugiej strony słuchawki rozległ się dźwięczny, przepraszający śmiech i wyobraziłam sobie nawet jak tamta osoba bezradnie rozkłada ręce. Szok był za duży by podjąć próbę konwersacji, poza tym połączenie kosztowało 2 złote za minutę :/

Ale od czego ma się głowę nie od parady i ekipę po filologii rosyjskiej? :) Poszłam więc do Madziarki i kazałam jej spytać się tego ukraińskiego głosu po drugiej stronie, co zrobił z panią Sławą. Okazało się, że pani Sława nadal zajmuje się noclegami, o czym poinformowała mnie juz czystą polszczyzną ( to ona odebrała słuchawkę za drugim razem). Nocleg na Krakowskiej jest więc zaklepany :), mało tego pani Sława stała się naszym łącznikiem i obiecała pomóc w zakupie biletów na podróż ze Lwowa do Moskwy, które odebralibyśmy na miejscu, po przyjeździe. Trzeba tylko wymienić się mailami i przesłać skan paszportów. Jednak jak narazie wszystko jest w fazie realizacji, jestem w kontakcie z panią Sławą ( dziś we Lwowie padł system na dworcu kolejowym) i nie chcę zapeszać. Co będzie dalej zobaczymy, jednak nie jest to juz tak stresująca sprawa, ważniejsze były bilety na transsibir :)
Dziś zrobiłam też selekcję wszystkich możliwych map, które mogą się nam przydać w drodze. Większość z nich wysłał mi Bartek. Wszystkie są z Internetu, gdyż nie można nigdzie w Polsce dostać interesujących nas map, dopiero na miejscu, na bieżąco będziemy się w nie zaopatrywać. Kosztowało mnie trochę pracy pocięcie ich na części i powiększanie, tak, żeby po wydrukowaniu dało się je odczytać:)



Magadan




strefy czasowe na Syberii




na czerwono droga kołymska, którą chcemy przebyć na stopa





7 czerwca 2009

The future is coming on...

Jest wędrowcem, musi nim być. Ma kostur, a kostur od dawien dawna służył wędrowcom do podpierania się – koniec i kropka. Jest więc wędrowcem, który dotarł do kresu swojej drogi, choć jeszcze o tym nie wie. Stoi i patrzy. Przed nim rozciąga się wszechświat, kosmos. Patrzy na wielką, ognistą kulę – to chyba jakaś planeta, popękana, rozgrzana do czerwoności, pulsująca lawą. Wydaje się, że znajduje się on gdzieś we wszechświecie, nie na żadnej innej planecie, tylko zawieszony jest na dryfującym skrawku przestrzeni wyrwanym Ziemi ( jak jakaś wyspa unosząca się bezwolnie w kosmosie). Za nim widnieje piękna, gotycka katedra. Jest tajemnicza i majestatyczna, co podkreśla zachodzące słońce rzucając cienie na jej strzeliste firmamenty. Nadchodzi noc, wędrowiec postanawia wejść do katedry. Tu okazuje się, że nie jest to katedra zbudowana z cegieł i innych materiałów budowlanych. Ten budynek ma dusze – i to dosłownie. Wędrowca pochłania jej wnętrze naznaczone mrokiem. W tym momencie rozświetla się jego kostur, który oświetla drogę jak latarnie olejne w dawnych miastach. Jest sam, przynajmniej tak mu się wydaje, powoli przemierza przestronne komnaty. Ścigają go półuśmiechy i złośliwe spojrzenia Katedry. Tak, Katedry właśnie. Dochodzi do miejsca, gdzie ziemia urywa się nagle, gdzie jest już tylko wielka przepaść. Nadchodzi świt. Wędrowiec wspiera się na kiju w pozycji pełnej pokory i oczekiwania. Zaczyna się robić coraz jaśniej. Nagle zza wielkiej planety wytacza się słońce. Promienie rozświetlają korytarze katedry, prześwietlają je na przestrzał. Ożywają postacie, które zaklęte były jako rzeźby. Światło razi wędrowca, uderza go z wielka siłą. Katedra ożywa, wypuszcza pędy, korzenie, które niszczą kostur wędrowca, oplatają jego rękę. Zarówno kostur jak i ręka rozsypują się w proch. Wędrowiec pada na kolana, po czym wygina się do tyłu, a z jego ciała wytryskują korzenie, pędy, gałęzie i oplatają go całego. Człowiek zostaje wpisany w życie budowli, unicestwiony. Katedra buduje kolejne swe filary z ludzkiego ciała, które czyni pożywieniem dla życiodajnej ziemi. I tak bez końca...Człowiek staje się budowniczym katedry w zupełnie inny sposób niż zwykle.


Tak, to o filmie „Katedra” Tomasza Bagińskiego. Jest to moim zdaniem wspaniała metafora ludzkiego losu. Mroczna, niedopowiedziana, apokaliptyczna – i dlatego mi się podoba. Jednak mimo wszystko jest tu też jakaś nadzieja na to, że nie znikamy z tego świata tak zupełnie, zostawiamy jakiś ślad, składamy ofiarę z własnego ciała by móc żyć wiecznie ( jeśli o mnie chodzi to wystarczą mi wspomnienia). Każdy z nas jest wędrowcem i kroczy własną drogą.

link do filmu:






Muszę się do czegoś przyznać – nudzi mi się ostatnio okrutnie, nie mogę na razie działać, gdyż ciągle nie wiem, co z moją mgr. Poświęcam więc ten czas na głębsze zapoznanie się z Syberią. Oglądam zdjęcia, słucham muzyki, czytam fora, kompletuję sprzęt. Nie byłabym sobą, gdybym też nie zahaczyła trochę o literaturę i sztukę.

SYBERIA= NIEWOLA, OBOZY, PIEKŁO – tak funkcjonuje ona w literaturze i trudno się temu dziwić.

Ciężko było mi wygrzebać coś współczesnego na ten temat, literatura łagrowa pokutuje jeszcze w świadomości Rosjan czasów Sołżenicyna. W Polsce podobnie. Polacy albo solidaryzują się z cierpiętnikami, albo opisują własną syberyjską martyrologię ( dominują dzienniki i pamiętniki). W pewien sposób można się z tego cieszyć: skoro historię tworzą zwycięscy, to literaturę i sztukę tworzą pokonani – ku przestrodze i pamięci.
Współcześnie traktowana jest ona jak synonim zimna, chłodu, dystansu międzyludzkiego itp., co zaprezentował w swoim wierszu jeden z moich ulubieńców – Wojaczek ( „Nasza Syberia”).Skoro już jesteśmy przy mrocznych klimatach rodem z „Katedry” i "śmiertelnie” poważnym temacie, to spotęguje go jeszcze trochę sztuką malarską. Syberia jak ulał nadaje się do malarstwa symbolicznego, wizyjnego, metaforycznego. Oto parę przykładów:







Artur Grottger "Pochód na Sybir"



Jacek Malczewski "Wigilia na Syberii"



Jacek Malczewski "Śmierć na etapie"



Witold Pruszkowski "Na zesłanie w Sybir"

Bardzo spodobało mi się to busz0wanie po wirtualnych muzeach. Mam swoich ulubionych malarzy i obrazy, do któcyh czasami wracam. Ostatnio chodził mi po głowie Zdzisław Beksiński... chodził i chodził, a ja nie mogłam dojść dlaczego tak mi się wbił w pamięć. Aż w końcu mam! Tris, to przez twoją prezentację na dydaktykę :). Beksiński zachwycił mnie już dawno od pierwszego wejrzenia: apokaliptyczny, sadystyczny, mroczny do szpiku kośći ( a propo, kości to stały motyw jego obrazów, jak również szkielety, potwory, zdeformowane ciała itp) surrealistyczna śmierć jest wynikiem chorej wyobraźni - i jak tu człowieka nie uwielbiać:) Jego obrazy przemawiają do mnie, tak jak do ciała przemawia ostrze noża. Zostawiają trwałe ślady w psychice i zwielokrotnione katharsis. Takiego uczucia nie dadzą żadne kwiatki Van Gogha czy końskie pejzarze Kossaka...




mój ulubiony :)

to współczesna wersja Rudej Zdziry na Koniu - czytaj "Szału uniesień" Podkowińskiego :) ( Pozdrowienia dla UKULELE).

6 czerwca 2009

filozofia podróżowania

"Bez wątpienia każda podróż oznacza pewną filozofie życia, jest jakby soczewką, w której ogniskują się nasze marzenia, potrzeby, niepokoje. Podróż wyostrza spojrzenie, zwiększa dystans do problemów. To potrzeba konfrontacji z inną rzeczywistością, spotkania z innymi ludźmi. Wszystko jednak rozpoczyna się od marzeń, a te są przywilejem samotników. Powszechnie wiadomo, że wspólną cechą większości podróżników, alpinistów, grotołazów oraz innych osób w zaawansowanym stadium idiotyzmu jest fakt nieposiadania dostatecznej ilości pieniędzy, które umożliwiłyby im realizację planów***.
Ostatecznie jednak nie ma to większego znaczenia, ponieważ osobowość tych ludzi oraz prześladujący ich demon włóczęgi sprawia, że wbrew logice i zdrowemu rozsądkowi i tak wyruszają w nieznane, nie dopuszczając przy tym myśli o niepowodzeniu swojej wyprawy. Instynkt wędrowania jest silniejszy od nich samych i choć skazują się na ryzyko utraty życia, walkę z samotnością, nierzadko zimno i głód, to robią to poniekąd na własne życzenie i chyba w tym tkwi ich ogromna siła."

Romuald Koperski, Przez Syberię na gapę, 2000.

Tak, tak panie Koperski, lepiej bym tego nie ujęła :)

Postanowiłam, że zacznę czytać książki Koperskiego w przypływie wolnego czasu, jaki mam teraz do dyspozycji. Jednak posiadana przeze mnie wersja elektroniczna trochę mnie zniechęca ( bolą oczy ). Pomyślałam więc, że spróbuje kniżkę te wypożyczyć i zabrać ze sobą w podróż w formie zmaterializowanej, a nie wirtualnej. Jeśli się nie uda, wydrukuje to, co mam ( dzięki ci Zuchu :*). Myślę, że opowieści Koperskiego, czytane podczas długiej drogi trans sybirem, pozwolą mi wczuć się w klimat syberyjskiej włóczęgi i przygotować do niej mentalnie i duchowo:)

Ostatnio przeczytane przeze mnie książki podróżnicze to "Gringo wśród dzikich plemion" i "Rio Anaconda" Wojciecha Cejrowskiego. Polecam!

---------------------------------------------------------------------------------

*** pieniądze podobno szczęścia nie dają, ale są środkiem do osiągnięcia celu :/ Kasa, kasa i jeszcze raz kasa spędza mi sen z powiek, ale jakoś to będzie. Podobno tylko idioci i szaleńcy porywają się na spełnianie marzeń za wszelką cenę. Jestem więc jednym i drugim - i jest mi z tym bardzo dobrze :) :)





5 czerwca 2009

szacunek panie bracie, szacunek...

Borys ma 33 lata, mieszka w Warszawie i prowadzi całkiem fajny blog. Borys jest też podróżnikiem – to dlatego jego blog przyciągnął moją uwagę. Ze strony głównej uśmiecha się do mnie lekko zarośnięty blondyn w okularach, z czarnym szalem na szyi – wzbudza koleś sympatię... do czasu.


Szukając różnych relacji z podróży po Syberii, zdjęć i ciekawych info, natknęłam się wreszcie na Borysa. Z zaciekawieniem przeczytałam jego relacje z pobytu w Jenisejsku, z północnego Bajkału, Chabarowska, Krasnojarska, Władywostoku, a także z innych rejonów Azji. Właściwie większość stanowią zdjęcia, robią jednak wrażenie, gdyż przedstawiają zarówno ludzi, architekturę i szeroko pojętą kulturę z jedzonkiem na pierwszym miejscu :). Dodałam więc blog do „ulubionych” i śledzę od jakiegoś czasu poczynania pana Borysa. Trzeba przyznać, że człowiek podróżuje dużo i często, a najbardziej upodobał sobie Azję.

Dlaczego o nim w ogóle piszę? Ano dlatego, że bardzo zmartwiło mnie to, w jaką stronę ewaluuje pasja podróżnicza pana Borysa. Czytałam wiele blogów podróżniczych, wiele relacji z podróży, wiele prywatnych stron globtroterów: tych domorosłych i zawodowych...i co? To, że przez wszystkie przewija się pewien smutny dla mnie schemat, który można by ująć następująco: od pasji do wygodnictwa. Poza tym większość tych ludzi uważa, że skoro zostawiło już swój ślad na różnych stronach globu, to może bezkarnie wyrażać swoje, czasem niezbyt mądre, opinie. Właściciel wszystkich rozumów, które zjadł podczas swoich kształcących wypraw, uważa, że odtąd może stanowić guru, Alfę i Omegę w dziedzinie podróżowania. Nie ma nic złego w dzieleniu się swoją pasją z innymi ( sama to przecież robię), ale brak mi w tych wszystkich relacjach, opisach jakiegoś pierwotnego szacunku do kraju, który się odwiedza, obcej ziemi, na którą się wkracza po raz pierwszy i kultury, którą się zastaje. Owszem, można się dziwić, można się nie zgadzać, można krytykować, ale należy to robić z umiarem, pamiętając, że to, co dla przeciętnego Europejczyka jest złe lub dobre, nie musi być takie np. dla mongolskiego chłopa, co nie oznacza, że jest on jakiś gorszy. Antropolodzy nie raz już udowodnili, że cywilizacja europejska ma jedną, snobistyczną wadę: wszystkie swoje motywacje, zachowania utożsamia z zachowaniem ludzkim w ogóle. Bardzo brzydka to wada....

Nie, żeby pan Borys jakoś tak bardzo przodował w takim myśleniu. Mówię tutaj ogólnie, na podstawie tego, przez co udało mi się przebrnąć w Internecie. Do pana Borysa mam żal właściwie za jeden jedyny post, który ujawnił wszystkie wcześniejsze moje podejrzenia (pomijając już fakt kompletnego ignorowania interpunkcji i rażące literówki). Chodzi o wpis, w którym prezentuje on zmontowany przez siebie filmik pt; „Kitajce” the movie. Przedstawia on foty ludzi zrobione w Chinach. Słowo „Kitajce” bardzo mnie uderzyło...każdy doskonale wie, co ono oznacza, ale uważam, że absolutnie nie przystoi ono prawdziwemu globtroterowi! Używanie wszelkich innych kolokwialnych określeń rasowych, a także wszelkich obraźliwych stereotypów lub nie daj Boże kawałów, jest hańbą i świadczy źle o takiej osobie. Podróżnicy są po to, żeby łamać schematy, a nie je utwierdzać. Nie chciałabym, żeby podczas naszej podróży po Rosji ktoś nazwał nas obraźliwie „polaczkami”, „złodziejami” itp. Być może nie uda nam się tego uniknąć – stereotypów myślowych łopatologicznie nie wybije się z głów od razu – nie oznacza to jednak, że my musimy odpłacać się tym samym.

Jak myślicie?

3 czerwca 2009

Sprzedaj lodówkę i zrób coś ze swoim życiem!

Siedzę i trwam w oczekiwaniu. W oczekiwaniu na koniec. Nie Armagedon, a zwykły koniec, zwykłych, ludzkich spraw. Ten koniec, to zarazem początek. Początek (nie)zwykłego życia, (nie)zwykle jasnego, tchnącego optymizmem i wiarą, że wszystko jest jednak w moich rękach, a świat leży u moich wielkich stóp.

To chwilowe zawieszenie spowodowane jest oczekiwaniem na ostateczną ocenę mojej pracy mgr, która to ciągle się przedłuża z niezależnych ode mnie powodów – i tak od jakiś trzech tygodni mój los jest w rękach mojej zacnej Alma Mater Opoliensis z panią dziekan na czele.

Zawieszenie to jest nawet całkiem przyjemne. Dominującym uczuciem tego stanu jest spokój, że oto zrobiło się swoje, a jednocześnie łaskoczący niepokój o te najbliższe trzy tygodnie i ekscytacja z faktu „dokonywania się”. Bo oto dokonuje się koniec moich studiów! I tu paść powinni na kolana niewierni, którzy wróżyli mi czarną przyszłość, gdy zaczynałam pracę w bacówce. Teraz będzie ona tylko różowa...albo sraczkowata tak jak dyplom UO.
Tak moi drodzy, bo moje życie to nie tylko podróż i włóczęga, o dziwo są jeszcze obowiązki.

Ale...

Koniec, który następuje to nie taki zwykły koniec końców, tylko coś w rodzaju dopełnienia. Oto dopełniło się...a raczej przeszłość się dopełniła, czas się dopełnił, wypełnił po brzegi kroplami goryczy i eksplodował z niszczycielską siłą odrodzenia. Teraz jest mój czas. Wcześniej był czas bólu i cierpienia, który jak czarna smoła oblepiał mnie ze wszystkich stron, powodował, że wszystko stawało się lepkie od smutku, klejące i trzymało mnie w miejscu. Czas stał w miejscu... o kilka miesięcy za długo.

I nagle pojawił się impuls, drgnienie, które spowodowało wielkie trzęsienie ziemi i sprowokowało lawinę wydarzeń, która ciągle mnie niesie przed siebie. Tym impulsem jest moja Syberia. Syberia nie jest właściwie moja, tylko nasza i impuls ten nosi nawet męskie imię, ale dziękować mu będę w inny sposób.
Ta wyprawa jest jak wielki finał z fajerwerkami, jak rytualne spalenie mostów i zabicie złego ducha przeszłości. To symbol – symbol zwycięstwa, mojego tryumfu, symbol życia. Nie jestem globtroterem ( może kiedyś nim będę), nie robię nic wielkiego, czego przede mną nie zrobiliby już inni. Jestem raczej włóczykijem, a to spora różnica. Ale to, co jest małym krokiem dla ludzkości i reszty świata, dla Beatusa jest czymś naprawdę wielkim i znaczącym. Jest jak postawienie drogowskazu na rozstaju dróg.
Nie mogę się już doczekać zapachu tajgi, błękitu Bajkału, mroźnego oddechu Syberii. Tysięcy kilometrów w poszukiwaniu siebie....

PS. Ale się rozpisałam....no cóż, to mi zawsze wychodziło lepiej niż mówienie. Dobrze jest móc się schować za literkami, przytulić się do jakiegoś ogonka lub zaistnieć znacząco wraz z kropką nad „i”.