wszystkie prawa zastrzeżone 2009

15 sierpnia 2009

11 lipca 2009: SRC – Przemyśl – Lwów


Uczestnicy wyprawy: Beata i Bartek :)

Początek podróży zapowiadał się trochę nerwowo. O 7:16 pociąg z Raciborza do Kędzierzyna przyjechał bez problemów. Tam miałam wsiąść w pociąg o 8:22 do Przemyśla przez Kraków, gdzie miał dołączyć Bartek. Jednak na peronie przywitała mnie tabliczka informująca o 120 minutowym opóźnieniu, następnie o 180, aż w końcu wszystko zniknęło, by po chwili poinformować, że jeszcze nie przyjechał nocny pociąg z Pomorza, który miał być w Kędzierzynie o 6 rano. Czekałam więc na ten, który w końcu przyjechał i zawiózł mnie do Krakowa. Tam Bartek przegonił mnie po mieście z plecakiem w poszukiwaniu czegoś na obiad i wtedy po raz pierwszy pomyślałam, że dźwiganie na plecach 25 kg bagażu nie jest dobrym pomysłem. Jednak pokrzepiona słowami Bartka, że to tak w ramach treningu, doczłapałam się jakoś z powrotem na dworzec, gdzie stał już opóźniony pociąg do Przemyśla. W Przemyślu byliśmy przed 18 :00, od razu ruszyliśmy w stronę kantoru na dworcu. Chcieliśmy wymienić pieniądze na hrywny i ruble. Hrywny dostaliśmy bez problemu, za to jedyne 3 czynne kantory zaoferować nam mogły w sumie 2 tysiące rubli (to jest 220 złotych). Za mało. Udaliśmy się więc do pobliskiego ogródka na piwo Leżajsk, by się pokrzepić i pomyśleć, co dalej. Ustaliliśmy, że wymienimy całą kasę na dolary i w Moskwie wymienimy na ruble, zostawiając małe nominały na łapówki. Historyczny to był dla mnie moment – pierwszy raz widziałam na oczy dolary ;) :)


Zadowoleni śmigamy więc na dworzec autobusów, gdzie spodziewaliśmy się zastać busy kursujące do granicy, a tu niespodzianka: pusto! No tak, w końcu godzina 19:00, sobota, można się było tego spodziewać! Idziemy w stronę informacji, patrzymy, a tam gotowy do odjazdu stoi ostatni autobus do Lwowa, w dodatku zarezerwowany przez jakąś kolonię. Pozwolono nam się zabrać i jak się okazało, była to wycieczka prowadzona przez katolickiego księdza Polaka. Wracali z dzieciakami z Warszawy, Zakopanego, Krakowa. Ksiądz Jan okazał się wspaniałym człowiekiem, bardzo nam pomógł, poopowiadał nam ciekawe historie, dał mnóstwo wskazówek, co do dalszej podróży, zapoznał ze swoją pracą i historią katolicyzmu na terenach Ukrainy, Karpat i tego, jak to wyglądało w Związku Sowieckim.


Odprawa celna trwała 2 godziny i w końcu ruszyliśmy po 22:00 do Lwowa. Pani Sława wydzwaniała do nas zmartwiona, obiecała czekać tyle ile będzie trzeba. W autobusie poznaliśmy Kubę z Krakowa, studenta medycyny, też zabłąkanego o tej porze w drodze do Lwowa, bez noclegu. Też, tak jak my, następnego dnia wybierał się do Moskwy i koniecznie chciał jechać z nami tym samym pociągiem. Mieliśmy już bilety zakupione przez panią Sławę, więc postanowiliśmy zadzwonić i spytać się na jaki pociąg są bilety, by Kuba też mógł z nami jechać. Pomyliliśmy jednak godziny i Kuba odjechał 2 godziny później niż my :) Zabraliśmy go za to ze sobą na nocleg do pani Sławy, która ucieszyła się z kolejnego gościa :) :)


Ksiądz Jan cały czas nas nie opuszczał. Zadzwonił ze swojej komórki do pani Sławy ( bo nasze polskie karty nie dały rady), kupił Kubie odpowiedni bilet, a potem wpakował nas do taksówki, żebyśmy nie biegali po mieście o 1 w nocy. Wcześniej biegał po wszystkich taksówkarzach i wytargował cenę za przejazd z 80 UAH na 30. Pani Sława czekała już na nas na schodach, dała nam jedzenie na drogę, bilety do Moskwy, a rano wsadziła w tramwaj na dworzec. Tu małe rozczarowanie: nie było babuszki sprzedającej bilety jak ostatnim razem ( kupowaliśmy u kierowcy tramwaju i potwierdziło się to, że we Lwowie tramwaje prowadzą tylko kobiety!).


U pani Sławy nocowali jeszcze Łukasz i Iwona, którzy jechali do Symferopola, a potem, do Rumunii. Kuba z kolei był ostatnio w Indiach i Peru, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że świat jest pełen takich szaleńców, jak my ( a na pewno Polska), co nie zmienia faktu, że wszyscy oni bardzo nam kibicowali :) :) :)





Piwo Leżajsk - moje ukochane ;) w Przemyślu trzeba było dopełnić tradycji :)




Granica Polsko - Ukraińska. Chyba w Polsce bardzo potaniały lodówki, bo na Ukrainie zaczął się sezon na masowe sprowadzanie tych urządzeń z Polski :)




Lwów: z Panią Sławą i Kubą. W tle objazdowa piekarnia, w której kupiliśmy dwa pyszne bochenki chleba :)

1 komentarz:

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.