wszystkie prawa zastrzeżone 2009

15 sierpnia 2009

12 lipca 2009 Lwów – Moskwa



Po niecałych 4 godzinach snu pobudka i dalsza droga. Jedziemy już kilka ładnych godzin do Moskwy, gdzie będziemy jutro o 9 rano. Pierwsze zderzenie z plackartą pozytywne: wcale nie jest, aż tak mało miejsca, wszystko zostało sprytnie pomyślane i całkiem schludnie to wygląda. Pociąg jedzie całkiem szybko, kołysze się jednostajnie, dostaliśmy komplet pościeli i po pół godzinie odpłynęliśmy w niebyt. O długie i wystające nogi moje i Bartka co chwilę zahaczał pan sprzedający wszelkie napoje, prowadnica i ludzie wsiadający na kolejnych stacjach.
Po kilku godzinach nastąpiła integracja. Mamy z Bartkiem 2 dolne miejsca, a nad nami ulokowała się około 40 – letnia kobieta i Wowa, który kazał wołać na siebie Włodek. Wowa ma kumpla Jurę i obaj opowiedzieli nam o swoich przygodach w Polsce związanych z przemytem spirytusu, papierosów i czego tylko się dało i z sentymentem wspominali naszego Fiata 126p :)
Wowa pracował w rolnictwie w Opolu, Krapkowicach, Groszowicach. Nie obca mu jest Warszawa i Katowice. Po tym, jak pokazał nam zdjęcia żony i dziecka zaczął mnie perfidnie podrywać. Nie mógł się odczepić nawet na chwilę, chciał mój numer telefonu, adres, powiedział, że przyjedzie do mnie do Polski, chciał wyżebrać całusa i jedyne, co mnie ratowało, to udawanie głupa, że nic nie rozumiem. Oj Wowa, gdyby nie te złote zęby... Rety, jak tak dalej pójdzie to po miesiącu będę mieć 30 takich Włodków na koncie, broń Boże! Trzeba się napić, w końcu Wowa stawia :)




Po kolejnych kilku godzinach zrobiło się strasznie gorąco, wręcz duszno. Teraz dopiero plackarta pokazała swoje możliwości. Wszyscy strasznie się pocą, nie ma czym oddychać. W końcu zbuntowaliśmy się i spróbowaliśmy otworzyć okno, ale okazało się to niewykonalne. Konstrukcja drewniana i Bartek, a potem Wowa prawie wyrwali je z futryn. Wowa poszedł po prowadnicę, ona na niego nawrzeszczała, że sobie rady dać nie mogą i przyszła do nas z jakimś dziwnym narzędziem: długą rurą, która była kluczem do otwierania okna. Poszarpała, powrzeszczała i otworzyła na szerokość szpary. Powiało chłodem. Nie na długo....





z Wową :)







plackarta


W plackarcie wrzątek jest za darmo z takiego wielkiego bojlera. Przy zalewaniu zakupionych na Ukrainie zupek chińskich ( pewnie też z Radomia) okazało się, że zapomniałam zabrać z domu łyżki i widelca


Kijów. Długo oczekiwana przez nas stacja. Wszyscy marzyli, żeby na chwilę wysiąść na peron i odetchnąć świeżym powietrzem. W Kijowie pociąg stał 15 minut. Były pamiątkowe zdjęcia z Wową przy tablicy pociągu, lody od Wowy. Potem Wowa zakupił Nemiroffa z papryką, wyciągnął kurczaka w śmietanie i ogórki na zagrychę i zaczęło się :) Impreza skończyła się niedźwiadkiem z Rosjanami, przebijaniem „piątki” i zapewnieniach o dozgonnej przyjaźni :)




w tle Wowa nalewa do naszych mega kubków :)


tak wygląda wnętrze plackarty w stanie upojenia :)

Na 3 h przed granicą z Rosją idziemy spać. Jesteśmy innostrańcami i mamy niezłego pietra. Według rozkładu odprawa zacznie się koło 23:30 a na stronie rosyjskiej koło 23:45. Nasza wiza zaczyna się dopiero po północy. Niby to tylko 15 minut, ale nigdy nic nie wiadomo...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.