wszystkie prawa zastrzeżone 2009

22 sierpnia 2009

Uralem do Czity :)

Z Ułan – Ude biegnie główna droga na Władywostok. Młodzi Buriaci podwieźli nas jeepem 3 km na rozjazd, gdzie odbijała droga do Czity. Jak tylko wysiedliśmy i pozbieraliśmy swoje rzeczy z jeepa, zatrzymał się drugi samochód. Jego właściciel czekał już na nas z otwartym bagażnikiem. Powiedział, że widział nas, jak łapaliśmy stopa za miastem, specjalnie zawrócił, ale nas już nie było. Dlatego, jak tylko zobaczył, że wysiadamy z auta od razu się zatrzymał i zabrał nas dalej. Cieszył się, że ma towarzystwo. Jechaliśmy z nim 300 km, do miejsca postoju tirów, gdzie dotarliśmy koło 2 w nocy. Próbowaliśmy zagadać jakiś tirowców, czy by nie zabrali nas rano dalej ze sobą. Powiedzieli, że Ok., tylko musimy stawić się o 7 rano. Rozbiliśmy więc obóz jakieś 300 metrów za stacją benzynową, zjedliśmy jakiś posiłek i o 3 w nocy poszliśmy spać. Oczywiście zaspaliśmy. Byliśmy tak zmęczeni, że nikt z nas nie usłyszał budzika. Zresztą i tak spaliśmy jakieś 2h z powodu jakiegoś zwierzęcia, które uparcie dobijało nam się do namiotu. Nie mógł to być niedźwiedź, ale sama obecność tego „czegoś” nie była miła. Kiedy się obudziliśmy i zorientowaliśmy się, że jest 10:00 byliśmy źli. Pozbieraliśmy graty, poszliśmy coś zjeść i zaczęliśmy łapać stopa w pełnym słońcu, w 40 stopniowym upale. Szło opornie. W końcu zainteresowali się nami stacjonujący po drugiej stronie stacji benzynowej tirowcy. Okazało się, że Zimka i Iłan tez mieli jechać z rana w dalszą trasę, ale popili wczoraj ostro i leczyli kaca, musieli odczekać kilka godzin. Mieliśmy więc szczęście :) Zachęceni obietnicą zabrania się z chłopakami przestaliśmy łapać stopa. Zimka wskazał nam pobliską rzekę w wiosce i poszliśmy się wykąpać i zrobić pranie. Suszyliśmy potem ubrania na plecakach obok tirów i poszliśmy do pobliskiego baru na zimne piwo. W międzyczasie lunęło i całe nasze pranie dosłownie zmieszało się z błotem. Nasze plecaki też. Potem padało jeszcze kilka razy, więc schroniliśmy się pod tirem, co wyglądało mniej więcej tak:
http://w285.wrzuta.pl/film/9ZV8g6O6IOt/pod_tirem

Brudne i mokre plecaki zapakowaliśmy potem na pakę tira i w drogę. Tiry były dwa i kierowców dwóch. Ja jechałam przodem z Iłanem, a za nami Zimka i Bartek. Jazda rosyjskim Uralem to fantastyczne przeżycie. Trzęsło jak diabli, huczało jeszcze bardziej – maszyna pokazywała swoją moc. Max. Prędkość to 120 km na godzinę, średnio jechaliśmy 60 – 70 km/h. 120 to wtedy, jak się spuści maszynę z górki, jak to mówił Iłan ;)



Jechaliśmy kilka godzin i o 2 w nocy dojechaliśmy na następny postój tirów, gdzie czekała już reszta kompanii Urali. Umówiliśmy się z chłopakami na 8 rano i poszliśmy rozbić obóz na krowiej łące. Ugotowaliśmy coś do jedzenia i poszliśmy spać o 3 w nocy. Pobudka o 7 rano była okropnie ciężka. Oczy mi się nie chciały otworzyć, a nogi uginały się od zmęczenia. Musieliśmy się pozbierać w 15 minut bo oczywiście zaspaliśmy. Chłopcy czekali już na nas gotowi do odjazdu, jeszcze tylko zatankowali i sruuu w drogę. Podwieźli nas jeszcze jakieś 400 km do Czity. Znów byliśmy sprawcami niezłego zamieszania, bo Iłan i Zimka jechali pierwsi, a za nimi reszta ich towarzyszy – 10 Urali. Gdy nasi znajomi zatrzymali się na poboczu, by nas wyrzucić w mieście, zatrzymała się tez reszta kompanii, która nam trąbiła i machała na pożegnanie ;)






tu jeszcze jest asfalt






piłeś, nie jedź! ;)



rosyjski Ural


wnętrze Urala - ten był nowiusieńki, prosto z fabryki!




zadowolony Bartek idzie przez wieś i suszy pranie - pierwsza kąpiel od dawna i pierwsze pranie



nasze rzeczy po ulewie

suszenie :)




w drodze do Czity







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.