czas moskiewski :)
Kontrola na granicy rosyjskiej przebiegała całkiem spokojnie.
Obyło się bez sprawdzania plecaków. Ukraińska kontrola zaczęła się o godzinie 23:15, a rosyjska dopiero o 1:30, więc odetchnęliśmy z ulgą, pierwszy dzień wizy wykorzystany maksymalnie. Niestety Wowie nie zgadzało się coś w dokumentach i cofnęli go na granicy, kazali wysiąść z pociągu. Nie było go w jakiejś „magicznej księdze”.
Historia z „magiczną księgą” jest o tyle ciekawa, że stała się ona powodem naszych długich rozważań. Ogólnie odprawa rosyjska różni się od ukraińskiej tym, że jest o jeden celnik więcej no i mają tę „magiczną księgę”. Jedna osoba skanuje paszporty, sprawdza czy nie są fałszywe. Druga sprawdza coś w księdze. Zaintrygowało mnie to, czy to jest numer paszportu, czy nazwisko. Akurat leżałam na górnej pryczy, gdy tuż pode mną stał celnik z księgą, w której były zapisane drobnym maczkiem jakieś dane. Tak drobnym, że nawet przy bliskim nachyleniu ( już prawie opierałam się o ramie celnika) nie mogłam odczytać, co tam było zapisane. Księga była rozmiaru A4 z fiszkami liter alfabetu ( jak w notatniku) i była mocno zużyta. Nie była natomiast wcale gruba. Jeżeli znajdowały się tam nazwiska wszystkich Rosjan to o wiele za mała! Przecież ludność Rosji to około 1/6 ludności świata, a w samej Moskwie żyje około 11 milionów ludzi! Co tam było więc zapisane i na jakiej zasadzie, kto trafiał do księgi itp., pozostanie tajemnicą.
Wreszcie przywitała nas stolica Rosji. Kupiliśmy bilety na metro i żeby nie tracić czasu od razu pojechaliśmy na dworzec Jarosławski, by tam zostawić bagaże i ruszyć w miasto. Z dworca Jarosławskiego odjeżdżają pociągi na Syberię, żeby tam dotrzeć metrem należy wysiąść na stacji Komsomolskaja. Tam znajdują się obok siebie 3 dworce m. in. Jarosławski. Potem zaopatrzyliśmy się w pobliskim markecie w coś do jedzenia i picia na drogę. W Moskwie wiele rzeczy jest droższe niż w Polsce, np.: nabiał, kiełbasa, ogólnie to bardzo droga europejska stolica. Najbardziej zaskoczyło mnie to, że w mieście nie ma publicznych toalet, tylko wszędzie są toi toie za które trzeba zapłacić od 15 do 20 rubli ( około 2,5 złotych).
Potem poszliśmy na metro z zamiarem dotarcia do centrum. Zajęło nam to 1,5h, ale nie dlatego, że daleko, tylko ciężko nam było połapać się w rozkładzie. Ogólnie poruszanie się moskiewskim metrem jest w miarę łatwe, ale początki bywają ciężkie zanim się pojmie zasady. Całe szczęście, że jak już kupisz ten bilet i wejdziesz do podziemia to możesz jeździć jak długo chcesz i wysiadać i wsiadać na różnych stacjach. Moskiewskie metro robi wrażenie, jest szybkie i sprawne. Każda stacja jest inna, inne żyrandole, freski i rzeźby na ścianach. W wagonach zawsze informują na jaką stację się przyjechało i jaka będzie następna, a także przypominają o ustępowaniu miejsc inwalidom, starszym i kobietom w ciąży :) Aby dotrzeć do centrum ( na Kreml i Plac Czerwony) należy pojechać na stację Biblioteka im. Lenina. Tuż przy wyjściu z metra można już zauważyć złote kopuły Kremla. Spędziliśmy tam około godziny, potem powłóczyliśmy się po parku roztaczającym się wzdłuż murów, które przypominają trochę Wawel ;)
Miasto przytłacza swoją monumentalnością, przepychem i symetrią. Nasz warszawski Pałac Kultury może się schować, gdyż tam co 3 budynek tak właśnie wygląda. Za to Plac Czerwony wydaje się mniejszy niż w TV ;) Niestety nie udało nam się zobaczyć papy Lenina, gdyż było już późno ( poza tym zwiedzać można tylko 3 dni w tygodniu – dali mu odpocząć hehe). Potem powłóczyliśmy się jeszcze trochę nad rzeką i wróciliśmy metrem na dworzec.
Ludzie ostrzegali nas przed Moskwą. Kazali pilnować portfeli, rzeczy i uważać na zaczepki. Na szczęście nic złego nas nie spotkało, a za dnia Moskwa wydała nam się najnormalniejszym miastem. Jednak po 22:00 zamienia się ona w skupisko żuli i podejrzanych typów, którzy stoją na ulicy i czekają niewiadomo na co, dlatego ewakuowaliśmy się na dworzec. Pociąg na transsybir był o 00:30, a o północy zaczęła się odprawa.
Kontrola na granicy rosyjskiej przebiegała całkiem spokojnie.
Obyło się bez sprawdzania plecaków. Ukraińska kontrola zaczęła się o godzinie 23:15, a rosyjska dopiero o 1:30, więc odetchnęliśmy z ulgą, pierwszy dzień wizy wykorzystany maksymalnie. Niestety Wowie nie zgadzało się coś w dokumentach i cofnęli go na granicy, kazali wysiąść z pociągu. Nie było go w jakiejś „magicznej księdze”.
Historia z „magiczną księgą” jest o tyle ciekawa, że stała się ona powodem naszych długich rozważań. Ogólnie odprawa rosyjska różni się od ukraińskiej tym, że jest o jeden celnik więcej no i mają tę „magiczną księgę”. Jedna osoba skanuje paszporty, sprawdza czy nie są fałszywe. Druga sprawdza coś w księdze. Zaintrygowało mnie to, czy to jest numer paszportu, czy nazwisko. Akurat leżałam na górnej pryczy, gdy tuż pode mną stał celnik z księgą, w której były zapisane drobnym maczkiem jakieś dane. Tak drobnym, że nawet przy bliskim nachyleniu ( już prawie opierałam się o ramie celnika) nie mogłam odczytać, co tam było zapisane. Księga była rozmiaru A4 z fiszkami liter alfabetu ( jak w notatniku) i była mocno zużyta. Nie była natomiast wcale gruba. Jeżeli znajdowały się tam nazwiska wszystkich Rosjan to o wiele za mała! Przecież ludność Rosji to około 1/6 ludności świata, a w samej Moskwie żyje około 11 milionów ludzi! Co tam było więc zapisane i na jakiej zasadzie, kto trafiał do księgi itp., pozostanie tajemnicą.
Wreszcie przywitała nas stolica Rosji. Kupiliśmy bilety na metro i żeby nie tracić czasu od razu pojechaliśmy na dworzec Jarosławski, by tam zostawić bagaże i ruszyć w miasto. Z dworca Jarosławskiego odjeżdżają pociągi na Syberię, żeby tam dotrzeć metrem należy wysiąść na stacji Komsomolskaja. Tam znajdują się obok siebie 3 dworce m. in. Jarosławski. Potem zaopatrzyliśmy się w pobliskim markecie w coś do jedzenia i picia na drogę. W Moskwie wiele rzeczy jest droższe niż w Polsce, np.: nabiał, kiełbasa, ogólnie to bardzo droga europejska stolica. Najbardziej zaskoczyło mnie to, że w mieście nie ma publicznych toalet, tylko wszędzie są toi toie za które trzeba zapłacić od 15 do 20 rubli ( około 2,5 złotych).
Potem poszliśmy na metro z zamiarem dotarcia do centrum. Zajęło nam to 1,5h, ale nie dlatego, że daleko, tylko ciężko nam było połapać się w rozkładzie. Ogólnie poruszanie się moskiewskim metrem jest w miarę łatwe, ale początki bywają ciężkie zanim się pojmie zasady. Całe szczęście, że jak już kupisz ten bilet i wejdziesz do podziemia to możesz jeździć jak długo chcesz i wysiadać i wsiadać na różnych stacjach. Moskiewskie metro robi wrażenie, jest szybkie i sprawne. Każda stacja jest inna, inne żyrandole, freski i rzeźby na ścianach. W wagonach zawsze informują na jaką stację się przyjechało i jaka będzie następna, a także przypominają o ustępowaniu miejsc inwalidom, starszym i kobietom w ciąży :) Aby dotrzeć do centrum ( na Kreml i Plac Czerwony) należy pojechać na stację Biblioteka im. Lenina. Tuż przy wyjściu z metra można już zauważyć złote kopuły Kremla. Spędziliśmy tam około godziny, potem powłóczyliśmy się po parku roztaczającym się wzdłuż murów, które przypominają trochę Wawel ;)
Miasto przytłacza swoją monumentalnością, przepychem i symetrią. Nasz warszawski Pałac Kultury może się schować, gdyż tam co 3 budynek tak właśnie wygląda. Za to Plac Czerwony wydaje się mniejszy niż w TV ;) Niestety nie udało nam się zobaczyć papy Lenina, gdyż było już późno ( poza tym zwiedzać można tylko 3 dni w tygodniu – dali mu odpocząć hehe). Potem powłóczyliśmy się jeszcze trochę nad rzeką i wróciliśmy metrem na dworzec.
Ludzie ostrzegali nas przed Moskwą. Kazali pilnować portfeli, rzeczy i uważać na zaczepki. Na szczęście nic złego nas nie spotkało, a za dnia Moskwa wydała nam się najnormalniejszym miastem. Jednak po 22:00 zamienia się ona w skupisko żuli i podejrzanych typów, którzy stoją na ulicy i czekają niewiadomo na co, dlatego ewakuowaliśmy się na dworzec. Pociąg na transsybir był o 00:30, a o północy zaczęła się odprawa.
W Rosji zawsze musi być ktoś, kto musi czymś kierować i coś obsługiwać: np. wydawać papier toaletowy w toi toiach :)
PS. Jeśli chodzi o moskiewkskie metro to mogliśmy mieć podobne. Stalin zapytał się Polaków, co chemy mieć: Pałac Kultury czy metro? wybraliśmy Pałac Kultury :/.......
Muszę tam kiedyśpojechać! to trzba zobaczyc na własne oczy :) KK
OdpowiedzUsuńHej fajnie sie Ciebie czyta! Musze sam sie tam smignac :)
OdpowiedzUsuńAha, moze popraw ten blad o 1/6 ludnosci swiata, bo w Rosji jednak zyje "tylko" okolo 140 mln...